czwartek, 7 kwietnia 2011

+ Wyszliśmy...

Rozwiana zielona kurtka,

a w niej wysoki, chudy człowiek

o luźnym, tanecznym kroku.

Setki pomysłów i miłość do muzyki.



Pamiętam czasy, gdy wszelkiego typu używki były integralną częścią naszego życia. Byłeś wtedy przewodnikiem w naszej małej psychodelicznej rewolucji. Miałeś w sobie jakąś iskrę, która zarażała innych. Coś jakby inne spojrzenie na świat. Trochę większy dystans do siebie i innych.

Parę lat minęło, wszyscy trochę podrośliśmy, kroczymy już własnymi ścieżkami. Rozeszliśmy się w różne strony. Praktycznie się teraz nie widujemy. Może to odległość, a może brak czasu. Może różne, już teraz, poglądy na życie.

Nauczyłem się jednak od ciebie by czerpać z życia ile się da. To była ważna lekcja, bo w końcu „nudzą się tylko nudni ludzie”...

Dziś patrząc na to wszystko żałuje tylko jednego – nieśliśmy wtedy dynamit, który jak u Fisza wypełniony był miłością, i utopiliśmy go w wódce. W którymś momencie przekroczyliśmy niewielką granicę, za którą już nic nie ma... I skończyły się czasy, gdy niespiesznym krokiem przemierzaliśmy okolice.

Gdy teraz siedzę i wspominam te dawne, dobre czasy, jest tyle rzeczy, o których mógłbym napisać... Jednak ta notka jest dla mnie tylko pretekstem do prywatnej wycieczki, małej podróży do przeszłości. Podsumowania pewnego etapu, z którego nigdy dotąd się nie rozliczyłem, w nadziei, że uda się do niego wrócić.


Wuja na sentymentalnej fali, która od jakiegoś czasu mnie nie opuszcza (może to ta wiosna obudziła we mnie tęsknotę tak samo jak budzi naturę do życia po zimie)


[...w tej samej kurtce...]

3 komentarze:

mery pisze...

Co taka cisza?

Gałczyński pisze...

Jak zawsze o tej porze roku

umpol pisze...

Zasada że im było cieplej tym mniej pisaliśmy nadal obowiązuje...