poniedziałek, 8 marca 2010

+ Trzy tygodnie…

Przez ostatnie trzy tygodnie nie miałem sprawnego komputera i mój dostęp do netu był znacznie ograniczony. Cóż to był za piękny czas… Dużo czytałem i pisałem. Pisałem na wszystkim co miałem pod ręką, o każdej porze dnia i nocy. W telefonie, na pustych paczkach po papierosach, na skrawkach kartek wyrwanych z zeszytów w czasie przerw w zajęciach. Pisałem z nadzieją, że gdy wreszcie uruchomię komputer one nadal pozostaną tak świeże jak w chwili pisania, nadal będą aktualne. Niestety - tusz szybko blednie, a grafit z ołówka się wyciera…

Dziś wiem tylko, że ostatni kieliszek wódki wypity wczesnym zimowym rankiem, na balkonie, pod aromatycznego, bezfiltrowego papierosa z Uzbekistanu, przy piosenkach Franka Sinatry, podczas trzydniowej izolacji od świata, potrafi człowieka jakoś tak nastroić w specyficzny sposób.

Nic tylko ubrać płaszcz i udać się do jakiegoś ciemnego i dusznego od dymu baru, by tam zająć miejsce w najodleglejszym kącie sali i pijąc samotnie obserwować innych takich jak ja… Siedzących tu z tylko im znanych powodów…

- Król Szczurów

[…bo za parę chwil odejdę stąd…]